Daisy - znający trochę język angielski wiedzą, że znaczy to Stokrotka. Dla mnie to nie tylko słowo ale także imię mojej kochanej suni.
Historia Daisy:
Aby zacząć jej historię muszę się cofnąć o niedaleki czas, ponieważ wczoraj (29.01) skończyła siedem miesięcy!
Zacznę on tego, że przed nią miałam psa. Był biedny, mieszkał w budzie, na łańcuchu. Mama dawała mu tylko jeść, nikt go nie dotykał, czasem był spuszczany z łańcucha żeby pobiegać (w lato prawie codziennie, musieliśmy go pilnować na podwórku, bo przeskakiwał przez płot) ,ponieważ śmierdział, z powodu choroby. W końcu rodzice zdecydowali się, że czas już na niego, wezwali weterynarza, który uśpił Niko. Wszyscy płakali, żegnaliśmy się z nim, a potem powiedzieliśmy sobie, że więcej psa nie będziemy mieć, żeby się tak nie męczył na łańcuchu.
Po pewnym czasie siostra zobaczyła ogłoszenie o pięknych szczeniaczkach rasy maltańczyk, ja się zakochałam. Szukałam kontaktu z różnymi hodowcami, dzwoniłam pisałam ale nikt się nie odzywał. Zrobiło mi się smutno, w końcu o tym zapomniałam.
Pewnego dnia moja koleżanka powiedziała mi, że sunia jej wujka oszczeniła się, co prawda zwykłe kundelki ale opowiedziała mi co się może im stać jeżeli nie znajdą one domu. Ja z płaczem pobiegłam do domu i przekonałam rodziców abyśmy wzięli jednego do nas, żeby wychowywał się w domu. Potem okazało się, że są same suczki, rodzice kilkakrotnie zmieniali zdanie ale ja postawiłam na swoim i dopięłam swego. W wieku 5 tygodni trafiła do nas mała biszkoptowa kulka. Normalnie parotygodniowy psiak powinien być przy mamie ale trochę się nie dogadaliśmy. Już wcześniej wszystko przygotowaliśmy. Ma różowe legowisko i smycz, pełno zabawek i jest naszą księżniczką. Gdyby jej się coś stało nikt by sobie tego nie wybaczył. Przygotowywałam się do przyjęcia jej w domu i chciałam wychować na mądrą sunie ale mi nie wyszło.
Naczytałam się ostatnio o wielu chorobach dotykających suczki oraz psy. I teraz dochodzę do tego co chciałam napisać po tak długim wstępie.
Czyli jak zapobiec niechcianym szczeniętom/kociakom oraz co grozi naszym pupilom podczas dojrzewaniu i czasie rozrodczym?
Brzmi to nieładnie ale jest to bardzo ważny temat. Zajmijmy się najpierw tym od strony suczki.
Samica dostaje cieczki. Już dostanie jej po raz pierwszy zwiększa szanse na dostanie choroby ropomacicze do 10 % (przed pierwszą cieczką szanse są wręcz zerowe), po drugiej to już loteria. Po za tym może dostać nowotworu:
- narządów rodnych
- gruczołu mlekowego
Dodatkowo może dostać urojonej ciąży, czy stać się niestabilna psychicznie.
Sposoby zapobieganiu ciąży:
- zastrzyki hormonalne
- tabletki (drugi sposób antykoncepcji)
- sterylizacja
Te dwa pierwsze są odwracalne, wystarczy przestać podawać i po drugiej ciecze od ostatniego zastrzyku można reprodukować. Trzeba jednak pamiętać, że te sposoby niosą za sobą ryzyko chorób ww. Ten ostatni jest chyba najbardziej znany. Polega na wycięciu jajników i macicy.
Psy ras mniejszych dojrzewają szybciej czyli mogą dostać cieczki już między 6-8 miesiącem życia ale zdarzają się sunie, które dostają ok. 20 miesiąca lub później. Jak już pisałam jeżeli ktoś się decyduje na sunie, tak jak my to zrobiliśmy podejmując decyzję, że nie chcemy maluchów to warto wykonać sterylizację przed pierwszą cieczką chroniąc ją przed tymi chorobami, aby żyła dłużej.
I tu dalsza część mojego opowiadania o suczce.
Daisy właśnie dziś taki zabieg przeszła. Była bardzo dzielna. Mogę trochę opowiedzieć o tym.
Wczoraj się umówiłam z naszym weterynarzem. Kazał 12 godzin przed zabiegiem nie dawać nic jej jeść ani pić czyli głodówka ale to tylko dla jej dobra, ponieważ w ten sposób sunia nie zwymiotuje a lekarz mógł ją szybciej wybudzić. Pojechaliśmy rano do gabinetu, Pan Doktor dał "głupiego Jasia", gdy tylko zasnęła rozpoczęła się operacja a my wróciliśmy do domu. Odebraliśmy ją przed południem. Była oszołomiona, nie reagowała a bardzo ją boli. Cały dzień leży, nie podnoszę jej nawet bo boję się, aby nie sprawić jej bólu. Daisy jest nauczona wydalać się na podwórku, więc gdy tylko nabrała trochę siły wyszłam z nią, dla pewności, że nie będzie schodzić po schodach oraz położyć się na śniegu - zalecenia lekarza. Oprócz tego nie może do końca dnia nic jeść, ani pić. Z każdym dniem będzie coraz lepiej. Ona jest silna.
Teraz przyjrzyjmy się temu pytaniu z perspektywy psa.
Większości ludzi wydaje się tak
"aa-a po co kastrować psa? przecież to właściciele suk mają ich pilnować, ja za psa odpowiadać nie będę! kto mi to udowodni? to tylko wydane pieniądze!" - przyznam się, że jeszcze do niedawna również miałam takie zdanie ale zobaczywszy co grozi samcowi psa i kota stwierdziłam, że warto poświęcić te pieniądze.
Oto zagrożenia:
- nowotwór układu płciowego, przepuklina, schodzenia prostaty
- pobudliwość psa
- włóczęgostwo
Wydaje mi się, że warto. Ten post jest dedykowany akcji, która odbędzie się w marcu "Akcja Sterylizacji", aby rozpowszechnić akcję dodaje baner i proszę o dodawanie go wraz z linkiem do tego posta :) Uda nam się! Mniej zwierząt mniej ofiar!
Post wyszedł długi i bardzo obszerny ale chciałam pokazać na własnym przykładzie, że nie trzeba bać się tego kroku! Dodaje jeszcze link, gdzie możesz znaleźć więcej informacji o sterylizacji/kastracji.