czwartek, 30 stycznia 2014

Daisy ~ akcja marca



Daisy - znający trochę język angielski wiedzą, że znaczy to Stokrotka. Dla mnie to nie tylko słowo ale także imię mojej kochanej suni.

Historia Daisy:

Aby zacząć jej historię muszę się cofnąć o niedaleki czas, ponieważ wczoraj (29.01) skończyła siedem miesięcy!

Zacznę on tego, że przed nią miałam psa. Był biedny, mieszkał w budzie, na łańcuchu. Mama dawała mu tylko jeść, nikt go nie dotykał, czasem był spuszczany z łańcucha żeby pobiegać (w lato prawie codziennie, musieliśmy go pilnować na podwórku, bo przeskakiwał przez płot) ,ponieważ śmierdział, z powodu choroby. W końcu rodzice zdecydowali się, że czas już na niego, wezwali weterynarza, który uśpił Niko. Wszyscy płakali, żegnaliśmy się z nim, a potem powiedzieliśmy sobie, że więcej psa nie będziemy mieć, żeby się tak nie męczył na łańcuchu.


Po pewnym czasie siostra zobaczyła ogłoszenie o pięknych szczeniaczkach rasy maltańczyk, ja się zakochałam. Szukałam kontaktu z różnymi hodowcami, dzwoniłam pisałam ale nikt się nie odzywał. Zrobiło mi się smutno, w końcu o tym zapomniałam.

Pewnego dnia moja koleżanka powiedziała mi, że sunia jej wujka oszczeniła się, co prawda zwykłe kundelki ale opowiedziała mi co się może im stać jeżeli nie znajdą one domu. Ja z płaczem pobiegłam do domu i przekonałam rodziców abyśmy wzięli jednego do nas, żeby wychowywał się w domu. Potem okazało się, że są same suczki, rodzice kilkakrotnie zmieniali zdanie ale ja postawiłam na swoim i dopięłam swego. W wieku 5 tygodni trafiła do nas mała biszkoptowa kulka. Normalnie parotygodniowy psiak powinien być przy mamie ale trochę się nie dogadaliśmy. Już wcześniej wszystko przygotowaliśmy. Ma różowe legowisko i smycz, pełno zabawek i jest naszą księżniczką. Gdyby jej się coś stało nikt by sobie tego nie wybaczył. Przygotowywałam się do przyjęcia jej w domu i chciałam wychować na mądrą sunie ale mi nie wyszło.

Naczytałam się ostatnio o wielu chorobach dotykających suczki oraz psy. I teraz dochodzę do tego co chciałam napisać po tak długim wstępie.

Czyli jak zapobiec niechcianym szczeniętom/kociakom oraz co grozi naszym pupilom podczas dojrzewaniu i czasie rozrodczym?

Brzmi to nieładnie ale jest to bardzo ważny temat. Zajmijmy się najpierw tym od strony suczki.

Samica dostaje cieczki. Już dostanie jej po raz pierwszy zwiększa szanse na dostanie choroby ropomacicze do 10 % (przed pierwszą cieczką szanse są wręcz zerowe), po drugiej to już loteria. Po za tym może dostać nowotworu:

  • narządów rodnych
  • gruczołu mlekowego
Dodatkowo może dostać urojonej ciąży, czy stać się niestabilna psychicznie.

Sposoby zapobieganiu ciąży:
  • zastrzyki hormonalne
  • tabletki (drugi sposób antykoncepcji)
  • sterylizacja
Te dwa pierwsze są odwracalne, wystarczy przestać podawać i  po drugiej ciecze od ostatniego zastrzyku można reprodukować. Trzeba jednak pamiętać, że te sposoby niosą za sobą ryzyko chorób ww. Ten ostatni jest chyba najbardziej znany. Polega na wycięciu jajników i macicy. 

Psy ras mniejszych dojrzewają szybciej czyli mogą dostać cieczki już między 6-8 miesiącem życia ale zdarzają się sunie, które dostają ok. 20 miesiąca lub później. Jak już pisałam jeżeli ktoś się decyduje na sunie, tak jak my to zrobiliśmy podejmując decyzję, że nie chcemy maluchów to warto wykonać sterylizację przed pierwszą cieczką chroniąc ją przed tymi chorobami, aby żyła dłużej.

I tu dalsza część mojego opowiadania o suczce. 
Daisy właśnie dziś taki zabieg przeszła. Była bardzo dzielna. Mogę trochę opowiedzieć o tym. 
Wczoraj się umówiłam z naszym weterynarzem. Kazał 12 godzin przed zabiegiem nie dawać nic jej jeść ani pić czyli głodówka ale to tylko dla jej dobra, ponieważ w ten sposób sunia nie zwymiotuje a lekarz mógł ją szybciej wybudzić. Pojechaliśmy rano do gabinetu, Pan Doktor dał "głupiego Jasia", gdy tylko zasnęła rozpoczęła się operacja a my wróciliśmy do domu. Odebraliśmy ją przed południem. Była oszołomiona, nie reagowała a bardzo ją boli. Cały dzień leży, nie podnoszę jej nawet bo boję się, aby nie sprawić jej bólu. Daisy jest nauczona wydalać się na podwórku, więc gdy tylko nabrała trochę siły wyszłam z nią, dla pewności, że nie będzie schodzić po schodach oraz położyć się na śniegu - zalecenia lekarza. Oprócz tego nie może do końca dnia nic jeść, ani pić. Z każdym dniem będzie coraz lepiej. Ona jest silna.

Teraz przyjrzyjmy się temu pytaniu z perspektywy psa.
Większości ludzi wydaje się tak 
"aa-a po co kastrować psa? przecież to właściciele suk mają ich pilnować, ja za psa odpowiadać nie będę! kto mi to udowodni? to tylko wydane pieniądze!" - przyznam się, że jeszcze do niedawna również miałam takie zdanie ale zobaczywszy co grozi samcowi psa i kota stwierdziłam, że warto poświęcić te pieniądze. 

Oto zagrożenia:
  • nowotwór układu płciowego, przepuklina, schodzenia prostaty
  • pobudliwość psa
  • włóczęgostwo 
Wydaje mi się, że warto. Ten post jest dedykowany akcji, która odbędzie się w marcu "Akcja Sterylizacji", aby rozpowszechnić akcję dodaje baner i proszę o dodawanie go wraz z linkiem do tego posta :) Uda nam się! Mniej zwierząt mniej ofiar!


Post wyszedł długi i bardzo obszerny ale chciałam pokazać na własnym przykładzie, że nie trzeba bać się tego kroku! Dodaje jeszcze link, gdzie możesz znaleźć więcej informacji o sterylizacji/kastracji. 

piątek, 24 stycznia 2014

Pomoc = Dobroć



"Dzięki pomaganiu innym możemy uczyć się wrażliwości."  - Przynajmniej tak ostatnio powiedziała moja dyrektorka, gdy pakowaliśmy paczki na "Życzliwe Serce", stworzona na kształt "Szlachetnej Paczki" tylko pomagamy rodzinom z naszej gminy. Według mnie ta akcja jest bardzo fajna a słowa mojej dyrektorki opisują ją doskonale.
Please...

Trochę o tej akcji.

Różnice między "Życzliwym Sercem" a "Szlachetną Paczką"  są takie że do tej pierwszej nie muszą być rzeczy nowe, czyli z metką. Mogliśmy dawać rzeczy w dobrym stanie a używane. Po za tym znaliśmy tylko płeć i wiek dzieci, w sumie nawet nie podano informacji o rodzicach ani o potrzebach tak jak to jest w ogólnopolskiej przedsięwzięciu. Pakowanie tych pudeł z żywnością i ubraniami było wspaniałe.

Stop please
Dziś mowa o pomocy, ale nie szukam konkretnej pomocy, tak jak ostatnio pisząc posta. Przy okazji dziękuję za każdy głos, ponieważ ta rodzina wygrała! Wracając... Pomagać w głębi duszy lubi każdy a przynajmniej tak mi się wydaje. Na świecie tyle jest osób/zwierząt, które potrzebują pomocy. Gdyby każdy człowiek choć raz w miesiącu mógł, nie mówię już o wsparciu finansowym, bo czasy są ciężkie ale wybrał się na spacer z osobą potrzebującą rozmowy, czy zwierzaka, który w schronisko ma tylko ciasną klatkę. Przyznam się, że ja wolę pomagać zwierzakom, gdyż jestem przekonania, że człowiek jeszcze da radę zdobyć to jedzenie, a zwierzak zginie bo nie rozumie tego do końca. Wiele osób się z tym nie zgodzi ale jak to się mówi "o gustach się nie dyskutuje" to jest prawda. Po chwili zastanowienia wydaje mi się jednak że mam po części rację, przecież człowiek jeszcze jakoś zarobi na ten chleb a co może zrobić bezpański pies błąkający się po ulicy, nie mając pana a może po przejściach, wychudzony, słaby - takie zwierzęta mają małe szanse na przeżycie. 

Mogłabym dać wiele wiele obrazków i to tylko ze strony demotywator.pl, na których widać jak człowiek może skrzywdzić zwierzę, przyjaciela, który był dla niego wierny, oddany, zrobiłby dla niego wszystko a właściciel go zawiódł... Gdybym mogła to w domu miałabym osobiste schronisko psów, które zostały skazane przez innego człowieka na śmierć, czy też w schronisku opisane na zabieg usypania. To co że teraz nie mam? Ale gdy tylko dorosnę będę mieć! Tak i będę również mieć dom tymczasowy dla zwierząt potrzebujących pomocy medycznej! To są takie moje ambitne plany. Na razie jednak muszę przyłożyć się aby moja mała księżniczka miała jak najlepiej - moja sunia Daisy. 
Jak zwykle zmieniłam temat...
Oliwka w sukience podarowanej przez jedną
z osób dobrego serca :)
Mimo, iż kocham pomagać zwierzakom nie gardzę pomocy ludziom. Wtedy czuję się taka spełniona, nawet poprzez powiedzenie starszej osobie "dzień dobry" i uśmiechnięcie się, czy wytłumaczenie zadania, które umiem rozwiązać a ktoś nie umie. To są takie drobne uczynki, ale takie są najlepsze. Przecież nie sztuka dać fundacji 1 milion złotych czy też inną ogromną sumę a potem wszystkim chwaląc się jacy oni to są dobrzy, wspaniali, hojni, nie to nie jest wyczyn! Wyczyn ekstremalny to dać te pieniądze po cichu, nie chwaląc się tym, wręcz bycie anonimowym. Wiadomo żaden bogaty tak nie postąpi, w sumie każdy by chciał choć na chwilę być wyróżniony pewnie ale trzeba pamiętać o pokorze. 
Pamiętacie może jeszcze Oliwkę Gandecką, tą od kartek? 
Dostała masę kartek i nie tylko, a ludzie dobrego serca nie zapomnieli zaraz o niej po urodzinach, w grudniu dostała kolejną masę ubranek, zabawek nawet inhalator, który był jej potrzebny. Nie pisali oni specjalnie, żeby pisać podziękowania wraz imieniem i nazwiskiem tylko, żeby zrobili Oliwce zdjęcie czy pasuje i powiedzieli czy się podoba. W sumie Oliwka też pomaga! Wiele pluszaków w dniu św. Mikołaja ( 6 grudzień) trafiło do dzieciaków z oddziału onkologicznego. Czy to nie piękne? Dzielić się swoim szczęściem. Ahh... gdybym mogła oddałabym wszystko potrzebującym. 

I na tym kończę swoją wypowiedź na ten temat. Mam nadzieję, że post nie wyszedł aż tak źle. Taka prawda z mojej strony, że regularnych postów nie będzie, ponieważ nie umiem pisać szybko. Niektóre pomysły muszą u mnie w głowie posiedzieć parę dni inne napisze szybko niczym nasze pociągi :) bez opóźnień.

Pozdrawiam
Ola

czwartek, 16 stycznia 2014

Piękna kobieta

Dziś mowa o "pięknej kobiecie" ale kto to na pewno odgadniecie, a jeżeli nie to na końcu posta jest odpowiedź.
"Piękna kobieta" - nie jest tylko jedna, ale są ich miliony, ba miliardy. Więc powinnam pewnie napisać "piękne kobiety" ale mi chodzi o jedną, dla mnie wyjątkową. Domyślacie się już? Nawet jeśli tak to czytajcie dalej, artykuł Was powinien zaciekawić.  Ta kobieta w sumie nie jest piękna na zewnątrz, ale wnętrze ma przepiękne; wypełnione dobrocią, miłością, optymizmem (czasami zdarza się jej go stracić z mojej winy), troską ale jest już starszą kobietą, więc większa nerwowość i niecierpliwość jest powodem naszych sprzeczek (ale również to, że często jestem niegrzeczna/wredna/nieposłuszna/krnąbrna). Nie jest mądra, często wiele zapomina a zanim zareaguje na słowa, które do niej kieruję minie parę chwil a ja już jestem wściekła i wrzeszczę jak idiotka. Ta "kobieta"przeszła wiele. Czasem smutne chwile, częściej wzruszające, wesołe, po prostu wspaniałe. Nie potrafię zliczyć nocy, których nie przespała z powodu zmartwień. Cieszy się z moich sukcesów i mobilizuje do dalszej pracy, gdy coś mi nie wychodzi trochę ochrzani ale nigdy nie okrzyczy. Pomaga jak może, gdy jest jakaś akcja charytatywna osobiście się nie angażuje ale robi wszystko co w jej mocy abym wypadła jak najlepiej. Często nie mówię jej o bieżących pracach, z powodu mojego nadmiernego lenistwa. Wiem, że ona będzie drążyć temat aż nie zrobię tego co powinnam porządnie. Tak naprawdę mogłabym pisać o "tej kobiecie" wiele, ale następne zdanie jakie napisze odpowie na pytanie "Kto to "piękna kobieta"?", jeżeli jeszcze nie znacie odpowiedzi. No więc ta kobieta zna mnie od zawsze, pamięta więcej wspomnień związanych ze mną niż ja sama. MAMA. To jedno słowo wyraża więcej niż się wydaje, biorąc pod uwagę, że się ma tak dobrą mamę jak ja. Według polonistów, uczonych, to słowo oznacza kobietę wychowującą dzieci, składa się z czterech liter w tym dwóch spółgłosek oraz dwóch samogłosek, po za tym z dwóch sylab,  rzeczownik, rodzaj żeński, itp. Dla mnie to słowo znaczy o wiele więcej. To ona mnie urodziła, karmiła, usypiała, przebierała, uczyła mówić, chodzić, sikać do tego tuliła do snu, przytulała gdy opadłam, przeżywała każde wzloty i upadki razem ze mną. Moja mama jest wspaniała, mam nadzieję,że opisałam swoją mamę bardzo dobrze, muszę tylko dodać, że jej serce podzielone na trzy części, bo mam dwie starsze siostry. Drugiej takiej "pięknej kobiety" nie ma na świecie i nigdy nie będzie. Życzę jej dużo zdrowia, szczęścia, pomyślności, jeszcze więcej cierpliwości do mnie. Gdy tylko przycisnę przycisk "Opublikuj" pójdę dać jej całusa, przytulę i powiem (jak często), że ją kocham. Nie pokażę mamie tego posta, przynajmniej narazie, bo niewiele osób z mojego otoczenia a zwłaszcza rodzina nie wie o tym i chce żeby tak zostało jak najdłużej. Kocham Cię MAMO!

niedziela, 12 stycznia 2014

POMOC




Dziękuję za przeczytanie. Wiem, że na tym świecie jest dużo osób dobrego serca i w takich akcjach możemy pomóc. Jest to szczególny dzień, bo dziś 22 finał WOŚP. Zachęcam do pomagania, nawet tych leniwych. Przecież kilka sekund nie zmarnuje Ci życia a im pomoże! Dasz im w ten sposób kolejne pięćdziesiąt lat radości, a może i więcej!  

Witajcie kochani :)

dzisiaj, to nie raczej post, a  prośba o pomoc. No więc firma muratordom.pl organizuje konkurs, w którym można wygrać wymianę okien. Ten dom jest bardzo brzydki, a rodzina nie może znieść tych pięćdziesięcioletnich, drewnianych okien. 
Jak można im pomóc?
Dom w Tychach - Bardzo prosto! Wystarczy wejść w ten link  >>Klik<< i na dole strony dać lubię to. Każdy like się liczy dla tej rodziny. Możecie dołączyć do tego wydarzenia >>KLIK<< na facebook'u i zapraszać znajomych. 

Oto ten dom... 
Odstrasza samym patrzeniem, a co dopiero w nim żyć?
Pozdrawiam!
Ola

czwartek, 9 stycznia 2014

Odkryj w sobie dziecko!

Witam Was Kochani Czytelnicy!

Temat posta może Was zadziwić odrobinę. Obiecuję, że nie zrobię Wam krzywdy, a możecie trochę powspominać. 
Zanim przeczytacie dalszą część posta to pomyślcie o najlepszym wspomnieniu z waszego dzieciństwa.

Już? Pomyślałaś/Pomyślałeś? No to teraz czytaj dalej :)

Wspomnienia z dzieciństwa budzą w większości z nas pozytywne emocje...

Ja mam to szczęście i wychowałam się wspaniałym domu, w sumie to nadal się wychowuję. Mam dopiero 14 lat, ale czasu beztroskiego dzieciństwa dawno już minęły.

Moje najlepsze wspomnienie z dzieciństwa to... muszę się przyznać trudno mi wybrać,ponieważ wychowując się na wsi, gdzie koło mnie mieszkało pięć dzieci w podobnym wieku, byliśmy spryciarzami i w porze letnie biegaliśmy od rana do późnego wieczoru (czasem nawet do 22, gdy nasi tatowie nas pilnowali). 
Mimo to spróbuję wybrać :)

Dzisiaj opowiem Wam o... Zabawie w kuchnie!
To była jedna z ulubionych form spędzania naszego czasu. 
Na czym ona polegała?
Bardzo proste, tak jak mówi sama nazwa bawiliśmy się że gotujemy. Ta zabawa różniła się tylko jednym szczegółem, no dobra dwoma; nie było prawdziwego jedzenia tylko to co było na dworze to zastępowało nam potrzebne składniki, np. makaron spaghetti to była taka trawa, która była strasznie długa, a woda zastępowała każdy sos i zupę :)druga rzecz to kuchnia - nasza pracownia to był murek  za moim domem gdzie teraz składujemy resztki, które zamieniają się na organiczny nawóz. Mimo to bawiliśmy się świetnie, spędziliśmy tam wiele godzin. 

Gdy sobie pomyśle, że wtedy wystarczyło nam kawałek ziemi i trochę trawy do zabawy, a teraz widzę moje młodsze sąsiadki, czy też inne małe dzieci, które biegają z drogimi zabawkami to się zastanawiam kiedy to wszystko się zmieniło? Tak naprawdę dla nas nie były ważne zabawki, a po prostu towarzystwo. 
Przyznam się, że będąc mała w ogóle nie interesował mnie telewizor (oglądałam jak każde dziecko dobranockę i rano może 30 minut), ani komputer. Nasza piątka biegała pod górę i zbiegała, aby tylko nie siedzieć w domu, teraz 7-letnie dziecko normalnie posługuje się komputerem, co najlepsze nie umie czytać! Znam dziewczynkę która najpierw nauczyła się pisać na klawiaturze, a w szkole już nie ma ochoty pisać literek - bo po co? Tak właśnie ewoluuje nasze społeczeństwo. 


Post wyszedł trochę inaczej niż chciałam...  
A teraz czas na Ciebie! Napisz jakie Ty masz najlepsze wspomnienie z dzieciństwa! Jeżeli mi się spodoba to napisze do Ciebie na pocztę i wtedy zostanie opublikowana dłuższa wersja! Zapraszam do udziału!

_________________________________________________________________
Ps. dziękuję za wszystkie komentarze! zachęcam jednocześnie do liczniejszego komentowania, a jeśli spodoba Ci się blog to zaobserwuj sprawisz mi w ten sposób ogromną radość. Gdy tylko zostawisz komentarz zaraz na niego odpowiem i również wejdę na Twojego i odwdzięczę się! Jeszcze raz dziękuję! :*

a tu taki demotywator o tym co tu pisałam :)

niedziela, 5 stycznia 2014

Historia postanowienia

Dobra czas w końcu coś napisać...

Ten rok nie rozpoczął się dla mnie do końca dobrze - już 3 stycznia rozchorowałam się, mimo że to tylko zapalenie wirusowe gardła to moje samopoczucie nie jest najlepsze. Dodatkowo przyznam się, że moje postanowienia, które mam spełnić w tym roku/ miesiącu jeszcze nie ruszyły z miejsca, jak gitara leżała na szafie od maja tamtego roku tak i nie przesunęłam jej nawet o centymetr (tylko podczas sprzątania). Jest to dla mnie trudne sama chciałam na niej grać, w szkole miały być zajęcia, ja oczywiście bardzo chciałam uczestniczyć w nich. Moi rodzice mówili mi "Ola wiesz, że masz słomiany zapał, kupimy Ci gitarę, a Ty zaraz przestaniesz się uczyć i tyle z tego będzie że wydamy bez sensu pieniądze!", oczywiście dopięłam swego. Miałam jakieś oszczędności, trochę jeszcze zebrałam, a następnie poszłam do mamy i powiedziałam, że zebrałam część pieniędzy, a resztę to po prostu wzięłam od rodziców "na raty" - czyli pożyczyli mi potrzebne pieniądze, a ja im oddawałam z kieszonkowego, czasem "wpadło"coś do mojej kieszeni to od babci to jakaś okazja i w końcu spłaciłam swój dług. Cieszyłam się z gitary -  nie jest ona jakaś genialna, bo kupiłam na allegro za 200 złotych zarazem z akcesoriami, których wartość wynosi sama koło 60 złotych, a więc gitara jest tandetna, ale moja! Na zajęcia chodziłam pilnie, co czwartek zostawałam, często nie miałam siły, ale wytrwale chodziłam, aż do połowy kwietnia, bo wtedy podczas lekcji wychowania fizycznego miałam wypadek, graliśmy w koszykówkę i po prostu spadłam na prawy bark, ale to może innym razem. Wracając gdy zdjęli mi gips (po miesiącu) i wyćwiczyłam znowu rękę (2 tygodnie) przestałam grać, bo się bałam, potem zapomniałam o gitarze, a gdy już sobie przypominałam to nie chciało mi się, lenistwo wygrywało. Żałuje, że  nie wróciłam wtedy do gdy, już grałabym płynnie, a tak nie ruszyłam z miejsca :( czasu nie cofnę, ale błąd mogę naprawić! Czas wziąć się za grę, jeżeli w tym miesiącu mi się nie uda, chodź nauczyć się porządnie chwytów to będzie źle, wiadomo gry na gitarze nie nauczę się w kilka dni, bo to jest nierealne - chyba, że ktoś jest wirtuozem i ma genialny słuch - ja do nich nie należę, szkoda...

Mam dla Was propozycje, wiele osób, które to czytają mają swoje blogi, a może tak bym założyła rubrykę Wasze postępy w postanowieniach - tzn. w tym dziale pisałybyście/pisalibyście swoje postępy czy też upadki w postanowieniach, jeżeli ktoś zainteresowany to proszę o skomentowanie tego posta i wyrażeniu chęci uczestniczeniu w tym. Dodałabym w ten sposób zainteresowane osoby do autorów strony, ale wszystko by było sprawdzane przeze mnie.

Dziękuję, za tak liczne wchodzenie na stronę jest to miód dla mojego serca i oczu... Jeszcze raz zachęcam do komentowania bloga :)